Jakieś pół roku temu
obejrzałam zwiastun filmu Niemożliwe. Zwiastuny mają to do siebie,
że muszą być dobrze zrobione, żeby zainteresować, dzięki czemu
ludzie będą chcieli iść do kina i film zarobi ogromne pieniądze.
Tak też było i z tym trailerem, dlatego niecierpliwie czekałam na
możliwość obejrzenia go. I w końcu nadszedł ten dzień. Czy
warto było czekać? Oj, tak. Czym jest owo niemożliwe? Każdy ten
tytuł będzie interpretował po swojemu. Ja widzę tu dwie
możliwości. Z jednej strony owym niemożliwym jest zaistniała
sytuacja, wielka katastrofa jaka miała miejsce, która pozbawiła
życia i domu nad głową tysiące, jak nie miliony ludzi. Z drugiej
strony niemożliwe odnosi się do zakończenia filmu, którego w tym
momencie zdradzać nie mogę, bo nie chce nikomu odbierać
„przyjemności” oglądania tego pięknego obrazu.
W pierwszych minutach
filmu nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Poznajemy rodzinę X,
matkę, ojca oraz ich synów, którzy wybierają się na wakacje w
okresie świąt do egzotycznego kraju, co trzeba przyznać w
ostatnich czasach jest bardzo popularne. Czy będą to wakacje ich
życia? Z pewnością będą to wakacje o których nie zapomną do
końca swoich dni, wakacje których nikt nie chciałby przeżyć,
wakacje pełne bólu, cierpienia, smutku i niepewność.
Każdy kto ma telewizję,
dobrą pamięć i chociaż trochę interesuje się tym co dzieje się
na świecie, pamięta grudzień 2004, kiedy to miało miejsce
największe trzęsienie ziemi na Oceanie Indyjskim, co z kolei
doprowadziło do ogromnego tsunami. Największe
zniszczenia tsunami spowodowało u wybrzeżu Indonezji, Sri Lanki,
Indii, Tajlandii, mniejsze zniszczenia odnotowano w Malezji, Mjanmie,
na Malediwach, Seszelach oraz w Somalii. Wszystkie
stacje telewizyjne próbowały na bieżąco pokazywać relacje z tej
tragedii, ludzie zaczęli organizować zbiórkę pieniędzy,
bo nic nie jednoczy społeczeństwa tak jak tragedia i śmierć
tysiąca ludzi.
Od tego wydarzenia minęło
9 długich lat. I nadszedł czas na nakręcenie światowego hitu, bo
jak wiadomi nic nie sprzedaje się tak dobrze, jak filmy na faktach.
Reżyserią filmu zajął się Juan Antonio Bayona, zaraz powiecie, a
kto to taki? A no to początkujący, niemłody hiszpański filmowiec,
który wyreżyserował Sierociniec. Role pierwszoplanowe nie
zostały powierzone byle komu. Marie zagrała Noemi Watts, a
Henry'ego
Ewan McGregor. Watts,
za role Marii została nominowana do wielu nagród filmowych w tym do
Oscara w kategorii Najlepsza
aktorka pierwszoplanowa,
swoja drogą to jej kolejna nominacja, wcześniej była pretendentka
do nagrody za role w obrazie 21
gramów. Jednak moją
uwagę zwróciła kreacja Toma Hollanda, który wcielił się w
najstarszego syna Marii - Lucasa. To on moim zdaniem gra główne
skrzypce w tym filmie. Jak na tak młodego człowieka, bez
doświadczenia, doskonale wcielił się w swoją role. Był
autentyczny, patrząc na jego cierpienie naprawdę myślałam, ze był
świadkiem tej katastrofy. Moment kiedy pomagał Watts wejść na
drzewo, to jego małe chudziutkie ciałko podnoszące co najmniej 50
kg dorosłą kobietę, zrobiło na mnie duże wrażenie. Rozpacz po
śmierci matki pokazana w minimalistyczny sposób, powodowała ciarki
na plecach. I ta zaciętość, gdy pomagał zupełnie obcym ludziom
odnaleźć ich najbliższych. Z niecierpliwością czekam na rozwój
jego kariery, ponieważ według mojej skromnej osoby, uważam, ze
drzemie w nim ogromny potencjał, oby powiodło mus ie jak najlepiej.
Po
przejściu tsunami rodzina zostaje rozdzielona, ponieważ każde z
nich w momencie katastrofy znajdowało się w rożnych miejscach. Los
chciał, że nurt wody skierował Marie i Lucasa w tą sama stronę.
Dzięki czemu mogli oni nawzajem na siebie liczyć. A dokładnie to
Watts mogła liczyć na filmowego syna, który pomagał przetrwać
umierającej matce. Henry nie doznał większych obrażeń, ale
musiał się zmierzyć z czymś o wiele gorszym. Mianowicie z
niepewnością z powodu braku informacji na temat swojej rodziny.
Jak przystało na głowę rodziny, postanawia on za wszelką cenę
odnaleźć swoich bliskich i pragnie sprowadzić ich z powrotem do
domu.
W
filmie nie znajdziemy długich, patetycznych dialogów. Rozmów
między bohaterami jest jak na lekarstwo. Można podejrzewać, ze
pojawiają się one w ostateczności, i jak się pojawia to trafiają
w sedno. Twórcy filmu doskonale zdawali sobie sprawę, ze strzałem
w dziesiątkę będzie gra obrazem – gestem, mimika bohaterów, tak
aby widz poczuł się częścią przedstawionego świata. Jeżeli
chodzi o efekty specjalne to również jest ich niewiele, w sumie to
są one one początku filmu, kiedy przychodzi tsunami, i później
kiedy możemy zobaczyć jak wielkie zniszczenie ono spowodowało. Oglądałam
film na komputerze, ale pójście do kina jest zdecydowanie lepszym
pomysłem. Mały
monitor komputera nigdy nie zapewni nam takich doznań jak sala
kinowa z doskonałym nagłośnieniem.
Efekty specjalne robią wrażenia. Siedzisz sobie i
rozkoszujesz się pięknym, egzotycznym krajobrazem aż tu nagle
widzisz jak zaczyna się tworzyć ta wielka fala, która w każdym
momencie może opaść i zatopić wszystko co przed chwila
podziwiałeś.
Moim zdaniem ich niewielka ilość wynika z tego, ze to nie samo
tsunami jest głównym wątkiem fabuły, a to jak bohaterowie radzą
sobie w zaistniałej sytuacji. Jak próbują przetrwać te najdłuższe
dni swojego życia, jak próbują odnaleźć drogę do domu.
Muszę
przyznać, ze nie jestem osobą, która łatwo się wzrusza, ale
oglądając ten film parokrotnie zakręciła się łza w oku. Ale
czułam również radość widząc bezinteresowną pomoc Lucasa.
Zaczęłam się zastanawiać jak ja bym się zachowała w takiej
sytuacji. Właśnie obok mnie siedzi moja mama, która ogląda
Niemożliwe i po jej minie widzę, jak bardzo ten film na nią
oddziałuje, wywołując smutek na jej twarzy. Ale koniec z pewnością
przyniesie ulgę i wiarę w to, że wszystko jest możliwe.
rowniez niedawno widzialam ten film ! Bardzo wzruszajacy !
OdpowiedzUsuń